Afrykańskie Yosemity. Choć mi bardziej pasuje określenie Mekka wielowyciągowego wspinania. Miejsce uznawane przez wielu wspinaczy za najlepsze na świecie do długiego, sportowego wspinania. Jak policzyłem z przewodnika mamy tu prawie 80 kilometrów dróg wspinaczkowych. To położona na południowych zboczach Atlasu Wysokiego Taghia.
Jeśli chcemy się tam dostać lokalnym transportem to na pewno nie ominiemy Azilal. Takie polskie Koluszki. Na dworcu autobusowym, który takowym jest tylko z nazwy, bo nie ma tu żadnych autobusów, jest budka z dyżurnym, który przydziela pasażerów do Grandes Taxi. Najwięcej jest sześcioosobowych pickupów Dacii. Rozkładu jazdy nie ma. Gdy uzbiera się komplet pasażerów ruszamy w drogę. W kierunkach takich jak Ouzude, Beni Mellal czy Marakech dzieje się to bardzo szybko. Do oddalonego stąd o 90 kilometrów Zaouiat Ahansal, które jest ostanią miejscowością przed Taghią jest jednak trudniej. Jest jeden chętny, Ja i Martyna to już trójka. Kierowca który ma nas wieźć podchodzi do mnie i daje mi telefon. Miła dziewczyna mówi mi, że właśnie dojeżdża z Marakechu i tłumaczy, że jeśli chcemy dojechać dzisiaj to musimy rozważyć zapłacenie za dwie brakujące osoby. To 5 euro za osobę więc praktycznie nie ma się nad czym zasanawiać, ale mówimy, że jeszcze z godzinę możemy poczekać.
Chafia świetnie mówi po angielsku, co w Maroku gdzie po arabskim drugim językiem jest francuski wcale nie jest takie częste. Właśnie wraca z Marakechu, gdzie pracuje jako przewodniczka nie tylko po mieście, ale i całym południowym Maroku. Merzuouga, Todra Gorge, góry Atlasu to jej miejsca pracy. Gdy dowiaduje się, że jedziemy do Taghii na wspinanie, pyta czy znamy Alexa Honolda takiego wspinacza z Ameryki 🙂 Oczy jej lśnią gdy opowiada o jego wizytach, przy których również pracowała. Pyta czy planujemy wejść na Ighil Makun, trzeci najwyższy szczyt Atlasu, który znajduje się w tych oklicach. Jego wysokość to 4071 metrów, niecałe 100 metrów mniej niż najwyższy Toubkal. Kto wie?
Po godzince gdy nikt się nie zjawia, dopłacamy kierowcy 100 dirhamów i ruszamy w kierunku Zaouiat Ahansal.
Chafia uświadamia nas, że i w odległym Atlasie czas nie stoi w miejscu. Sławetne osiołki na których pokonywało się ostatni 10 kilometrowy odcinek do wsi Taghia, już nie dźwigają bagaży wspinaczy i turystów. Od niedawna jest porządna droga, którą pokonują nie tylko jeppy, ale i osobówki i kampery. Radzi nam wysiąść przy restauracji Atlas, tam na pewno znajdziemy chętnego do podwózki do naszego celu. 200 dirham.
Pierwszy szczyt jaki widzimy w dolinie to Oujdad, który mi od razu kojarzy się z Matterhornem, może trochę mniej smukły, jakby więcej zjadł, ale kopuła szczytowa bardzo podobna. Przed samą wioską widzimy już całą dolinę, z prawej strony wzrok przyciąga masyw Tuyatu to na nim są najdłuższe drogi do 800 metrów, z takimi klasykami jak Babel, czy „polska” Fantazja wytyczona przez Dawida Kaszlikowskiego i Elizę Kubarską w 2005 roku.
Gite – translator Google tłumaczy nam to słowo na Domek. W Taghii jest ich około dziesięciu, to miejsca gdzie zatrzymują się turyści i wspinacze. Gdy docieramy do swojego, którego gospodarzem jest Ahmed Rezki już wiem, że będzie fajnie. Duży, otwarty, zadaszony taras z kapitalnym widokiem na ściany, z kilkoma stołami przy których siedzą ekipki Hiszpanów i Francuzów, przemiłym gospodarzem zapowiada udany pobyt. Ahmed codziennie elastycznie dostosowuje się do planów każdego wspinacza i czy to o 6, czy o 9 rano serwuje doskonałe śniadanie, obiadokolacja jest zaraz po zmroku, nie ma jednak problemu jeśli zejdziemy trochę póżniej co w Taghii się zdarza. Niemal każdego dnia widzimy światła czołówek, czy to na końcówkach dróg czy podczas zejścia. W ciągu dnia restowego, Ahmed lub jego dorosłe dzieci częstują wspinaczy chlebem z oliwą oraz herbatą nazywaną w Maroku berber whisky. W Taghii mamy szczyt sezonu, zespołów jest więcej niż się spodziewałem.
Paroi des Sources, ściana żrodlana. Tu z masywu Oujdadu biją żródła pysznej wody. Z wioski to najbliżej położone ściany, od ostatnich domów dojdziemy tu w 10 minut. Jesteśmy w Taghii pierwszy raz i chcemy zobaczyć jak to wygląda organoleptycznie. Popatrzeć na ściany, dotknąć skały, wspiąć się i znaleźć cel na pierwszy wielowyciąg. Mi najbardziej podoba się fragment na Ifrigu gdzie obok siebie są pierwsze wyciągi dróg za 7b+, od lewej Fat Guide, Zebda i Susurro Bereber. Długie wyciągi po 40 metrów dają nadzieję, że może być łatwiej. Na Susurro Bereber tak jednak nie jest. 7b+ z ewidentną cruxową sekwencją z pewnością zasługuje na swoją wycenę.
Po wieczornych rozmowach na tarasie u Ahmeda, za polecajką Hiszpanów decudujemy się na drogę La Verdad Absoluta. Pożyczają nam kilka camów, bo droga choć dobrze obita, we fragmentach rysowych tego wymaga.
W drogę wbijamy około 10, po wróżeniu z chmur czy będzie dziś lało. Owszem deszcz i to solidny łapie mnie na stanowisku po drugim wyciągu za 6c+. Ggdyby się zaczął parę minut wcześniej, byłoby po stylu OS, bo na słabych stopniach i obłych chwytach byłbym bez szans. Z perspektywy całej drogi ten wyciąg wydał mi się najtrudniejszy, trochę loteryjny, ciężki do kontrolowania. Ulewa ustaje po około 15 minutach. Dochodzi Martyna. Patrzymy jak skała schnie w oczach, ciemniejszych obszarów jest coraz mniej. Życie jest piękne. Spokojnie kończymy drogę w dobrym stylu i dosyć przyjemnym Passage Bereber schodzimy do wioski już przed zapadnięciem zmroku, akurat na kolację.
Ten pierwszy raz gdzieś około 11, gdy na około pół godziny wychodzi zza Toujdadu, by potem znknąć za Oujdadem. Mój chwyt w cruxie na Sussuro Bereber pod słońce wydaje mi się nie do zobaczenia. Tak razi. Udaje mi się nieco odchylić do tyłu, widzę go i jakoś sięgam. Pierwszy wyciąg puszcza w RP w którejś tam próbie, chyba czwartej. Za to w całości, bez pośredniego stanowiska, które jest kilka metrów pod cruxem. W międzyczasie przepuściliśmy trójkowy zespół Hiszpanów. Kolejne wyciągi stawiają opór, Martyna robi mega techniczne 7a w drugiej próbie. Kolejny to przewieszona wyślizgana rysa z okapem, która jest mi pisana. Niestety w drugiej próbie wyjeżdżam ze stopnia i na kolejną wstawkę brakuje już czasu i mocy. Trochę mnie to boli, ale decyzja jest jedna, idziemy dalej. Dla mnie to najtrudniejsze w wielowyciągowym wspinaniu. Dany wyciąg nie leży, wydaje się trudny, a nie można ot tak sobie odłożyć go na kiedyś. Rest też jest dozowany, bo drogę trzeba skończyć, a czas goni. Nieznośna ciężkość bytu. Słońce wychodzi drugi raz, a to oznacza, że nie długo schowa się już do jutra za Kaskadami. Martyna prowadzi dwa ostatnie wyciągi i zjeżdżamy przed zmrokiem.
Tadrarate jest dalej. Za starym refugiem, w którym mieszka Ahmed. Inny Ahmed. Żeby tam dojść należy zejść do rzeki, przejść na drugi brzeg i obchodzić Oujdad. Im bardziej zyskujemy wysokość tym bardziej rośnie wschodnia ściana Tuyatu. I dopiero wtedy zaczynamy widzieć jej podstawę w głębokim wąwozie. Tam na jego dnie zaczyna się Babel, klasyk regionu. Polska droga, Fantasia (Dawid Kaszlikowski, Eliza Kubarska, P. Klimek 2005) jest nieco z prawej, wtrawersowuje w ścianę nad wąwozem. To 18 wyciągów i 600 metrów wspinania, z czego 200 to trudności od 7b w górę. Link do topo
Dalej szlak wznosi się w stronę Oujdadu i po jego wschodnie ścianie wiedzie najbardziej efekowna część Passage Berber, to kamienny kilkusetmetrowy mostek doklejony do ściany.
W starym schronisku mieszka Ahmed, zaprasza na Herbatę, opowiada o życiu z wyboru na odludziu. o zimie w Taghii, o islamie rozumianym przez niego i o ludziach. Jak na 20 minut powiedział bardzo dużo. Bardzo dobrze wspomina Polaków, z czasów gdy robili drogi na Tadrarate. Wymieniam imiona, Marek, Ola, Grzesiek, Tomek. To było dawno, ale wydaje mu się, że na pewno Tomek 🙂
Dochodzimy pod ścianę. W grocie rozkłada biwak ekipa Hiszpanów, którzy jutro chcą próbować Rouge Berbere. Tę drogę lata temu przeszedł w stylu OS solo Alex Honold. Na prawo od niej kolena polska pozycja z wrocławskim udziałem Skylarking 7c. Link do topo
Trochę dalej w wąwozie jest najtrudniejsza polska droga w górach Atlasu, to Widmo 8a+. Link do topo
Pospacerowane, porozmawiane, skóra odrosła, trzeba wracać i wspinać się dalej.
Hiszpanie z naszego „domku” polecili nam tę drogę, mimo, że ich akcja jak powiedzieli to była katastrofa. Droga startuje z rampy, stanowisko jest niżej i według topo miała to być pierwsza linia po krótkim podejściu tą rampą. Jednak doszła nowa droga, której nie było w przewodniku i w nią wbili. Po dwóch wyciągach gdy nic im się nie zgadzało zaliczyli wycof.
Wstajemy przed świtem i na poranny azan już jesteśmy w drodze pod ścianę. Pod jakimś większym budynkiem łypią na nas dwa smutne osiołki, to chyba pośredniak. Podejście pod wschodnią ścianę Toujdadu prowadzi żlebem, na który z daleka strach patrzeć. Jednak jak to bywa z perspektywą nie jest aż tak stromo.
Pod ścianą jesteśmy pierwsi, staramy się być szybcy, żeby wejść w drogę jako pierwsi. Jednak idące za nami zespoły jak się później okazuje mają inny cel. Na lewo od naszej lini jest najczęściej prowadzona droga w Taghii – Au nom de la reforme.
Pierwszy wyciąg 7a+ idę powoli, magnezji prawie nie ma, droga trochę kluczy to na prawo to na lewo od linii ringów. Staram się trzymć kontrolę, pilnuję każdego miejsca gdzie można pooddychać, szkoda popsuć OS, wyżej robi się łatwiej. Następny wyciąg za 7a prowadzi Martyna. I jak to ona, lubi się podopingować w cruxie, wiem więc gdzie jest trudno 😉 Na kolejnym moim 6c+ wychodzi słońce, mieliśmy w związku z tym obawy, bo prognozy już od kilku dni alertują nas o anomaliach, jest cieplej niż zwykle. Jednak na wysokości 2500 to słońce nie dokucza tak jak na dole i wspinaczka, aż do szczytu w słońcu jest samą przyjemnością. Na górnych łatwiejszych wyciągach trochę ostrej skały, ale przy uważnyym wspinaniu nie stanowi to problemu. Po końcu drogi na ścianie mamy jeszcze dwa wyciągi granią. Widoki szczególnie na południe w stronę Todry są marsjańskie, bo taki jest Atlas Wysoki na tych wysokosciach.
Ze szczytu jeden zjazd z przygotowanego stanowiska zwozi nas na przełączkę. Dalej po trawersie zejście stromym żlebem, sprowadza nas do wioski o całkiem godziwej porze.
Nad ostanią drogą zastanawiamy się dłużej. Nasze priorytety to minimum 7b, chcemy również żeby byla na innej górze. Wybór pada na ścianę Paroi de la Cascade, na drogę Pinchito Moruno. Po trzech szóskowych wyciągach z wygodnej półki startuje lekko przewieszone zacięcie, wiemy, że to tu będzie najtrudniej. Wspinanie chcrakerem przypomina Big Z z Jerzmanic, tylko tu jest bardziej ślisko. Moja próba OS, kończy się w ewidentnym cruxie. Miało być trudno i jest. W zacięciu ważne jest, żeby dobrze rozstawiać się na nogach na bocznych ścianach, długo wybieram wiec odpowiednie dla mnie stopnie. Chwytów nie ma zbyt wiele, to chyba nawet lepiej.
Zjazd, 20 minut restu i idę znów. Świetnie pamiętam co mam robić w cruxie, ale spadam na podejściu. Ciężko się nie denerwować. Zjazd. Przewiązanie się. Idę niemal od razu. Tym razem z większą koncentracją. Crux wchodzi bezbędnie i całkiem łatwo. Uff.
Następny wyciąg 7a idzie Martyna, trudnosci są już nad stanowiskiem. Najpierw trawers w lewo potem trikowa rynienka, ale wchodzi w pierwszej próbie.
Pierwotnie planowaliśmy zjezdżać ścianą. W topo droga kończyła się wyrażnie przed końcem ściany, jednak w ostatnim stanowisku widzimy łatwe dojście do ścieżki. Zjazd drogą, zwłaszcza mocno trawersującymi pierwszymi wyciągami nie zachęcał. Martyna schodzi na boso, ja zsuwam pięty z butów wspinaczkowych i tak schodzimy pod scianę po buty i kilka innych rzeczy które zostały na dole.
Cały szlak spod Kaskad jest dobrze widoczny z naszego „domku”, więc i nasze czołówki. Gdy docieramy do Ahmeda, kolacja już na nas czeka.
Ochłodzenie i śnieg w wyższych partiach Atlasu ustaliły nasze plany na ostatnie dwa dni. W rezerwie mieliśmy rozpoznanie i wspin w okolicy Cascade Ouzude największego wodospadu w Maroku. To nowe miejsce do sportowego wspinania. Dwa lata temu polecili nam je lokalni wspinacze z Marakechu. Krótki research w internecie i ustaliliśmy lokalizację. To wielki wąwóz Qued El Abid około 10 kilometrow na północ od miasteczka Ouzude. Z Taghhi przez Azilal do Ouzude dojechaliśmy po części stopem i tak samo dostajemy się w skały do wąwozu. Potencjał wspinaczkowy jest wielki, my wybieramy najlepiej na tę chwilę wygladający sektor Naïma & Fatiha.
Pomarańczowy wapień, świetne tarcie, piękne drogi, przepastny wąwóz i meksykańskie pejzaże z kaktusami to zapamiętamy z tego miejsca.
Wszystkich zainteresowanych wspinaniem w Maroku zapraszamy na prelekcję. Będzie przede wszystkim o Taghii, bo ona największa, ale nie zabraknie też opowieści o Todrze i kilku innych miejscach które odwiedziliśmy. Będzie i sportowo i egzotycznie zarazem. O terminie poinformujemy niebawem.
Afrykańskie Yosemity. Choć mi bardziej pasuje określenie Mekka wielowyciągowego wspinania. Miejsce uznawane przez wielu wspinaczy za najlepsze na świecie do długiego, sportowego wspinania. Jak policzyłem z przewodnika mamy tu prawie 80 kilometrów dróg wspinaczkowych. To położona na południowych zboczach Atlasu Wysokiego Taghia.
Jeśli chcemy się tam dostać lokalnym transportem to na pewno nie ominiemy Azilal. Takie polskie Koluszki. Na dworcu autobusowym, który takowym jest tylko z nazwy, bo nie ma tu żadnych autobusów, jest budka z dyżurnym, który przydziela pasażerów do Grandes Taxi. Najwięcej jest sześcioosobowych pickupów Dacii. Rozkładu jazdy nie ma. Gdy uzbiera się komplet pasażerów ruszamy w drogę. W kierunkach takich jak Ouzude, Beni Mellal czy Marakech dzieje się to bardzo szybko. Do oddalonego stąd o 90 kilometrów Zaouiat Ahansal, które jest ostanią miejscowością przed Taghią jest jednak trudniej. Jest jeden chętny, Ja i Martyna to już trójka. Kierowca który ma nas wieźć podchodzi do mnie i daje mi telefon. Miła dziewczyna mówi mi, że właśnie dojeżdża z Marakechu i tłumaczy, że jeśli chcemy dojechać dzisiaj to musimy rozważyć zapłacenie za dwie brakujące osoby. To 5 euro za osobę więc praktycznie nie ma się nad czym zasanawiać, ale mówimy, że jeszcze z godzinę możemy poczekać.
Chafia świetnie mówi po angielsku, co w Maroku gdzie po arabskim drugim językiem jest francuski wcale nie jest takie częste. Właśnie wraca z Marakechu, gdzie pracuje jako przewodniczka nie tylko po mieście, ale i całym południowym Maroku. Merzuouga, Todra Gorge, góry Atlasu to jej miejsca pracy. Gdy dowiaduje się, że jedziemy do Taghii na wspinanie, pyta czy znamy Alexa Honolda takiego wspinacza z Ameryki 🙂 Oczy jej lśnią gdy opowiada o jego wizytach, przy których również pracowała. Pyta czy planujemy wejść na Ighil Makun, trzeci najwyższy szczyt Atlasu, który znajduje się w tych oklicach. Jego wysokość to 4071 metrów, niecałe 100 metrów mniej niż najwyższy Toubkal. Kto wie?
Po godzince gdy nikt się nie zjawia, dopłacamy kierowcy 100 dirhamów i ruszamy w kierunku Zaouiat Ahansal.
Chafia uświadamia nas, że i w odległym Atlasie czas nie stoi w miejscu. Sławetne osiołki na których pokonywało się ostatni 10 kilometrowy odcinek do wsi Taghia, już nie dźwigają bagaży wspinaczy i turystów. Od niedawna jest porządna droga, którą pokonują nie tylko jeppy, ale i osobówki i kampery. Radzi nam wysiąść przy restauracji Atlas, tam na pewno znajdziemy chętnego do podwózki do naszego celu. 200 dirham.
Pierwszy szczyt jaki widzimy w dolinie to Oujdad, który mi od razu kojarzy się z Matterhornem, może trochę mniej smukły, jakby więcej zjadł, ale kopuła szczytowa bardzo podobna. Przed samą wioską widzimy już całą dolinę, z prawej strony wzrok przyciąga masyw Tuyatu to na nim są najdłuższe drogi do 800 metrów, z takimi klasykami jak Babel, czy „polska” Fantazja wytyczona przez Dawida Kaszlikowskiego i Elizę Kubarską w 2005 roku.
Gite – translator Google tłumaczy nam to słowo na Domek. W Taghii jest ich około dziesięciu, to miejsca gdzie zatrzymują się turyści i wspinacze. Gdy docieramy do swojego, którego gospodarzem jest Ahmed Rezki już wiem, że będzie fajnie. Duży, otwarty, zadaszony taras z kapitalnym widokiem na ściany, z kilkoma stołami przy których siedzą ekipki Hiszpanów i Francuzów, przemiłym gospodarzem zapowiada udany pobyt. Ahmed codziennie elastycznie dostosowuje się do planów każdego wspinacza i czy to o 6, czy o 9 rano serwuje doskonałe śniadanie, obiadokolacja jest zaraz po zmroku, nie ma jednak problemu jeśli zejdziemy trochę póżniej co w Taghii się zdarza. Niemal każdego dnia widzimy światła czołówek, czy to na końcówkach dróg czy podczas zejścia. W ciągu dnia restowego, Ahmed lub jego dorosłe dzieci częstują wspinaczy chlebem z oliwą oraz herbatą nazywaną w Maroku berber whisky. W Taghii mamy szczyt sezonu, zespołów jest więcej niż się spodziewałem.
Paroi des Sources, ściana żrodlana. Tu z masywu Oujdadu biją żródła pysznej wody. Z wioski to najbliżej położone ściany, od ostatnich domów dojdziemy tu w 10 minut. Jesteśmy w Taghii pierwszy raz i chcemy zobaczyć jak to wygląda organoleptycznie. Popatrzeć na ściany, dotknąć skały, wspiąć się i znaleźć cel na pierwszy wielowyciąg. Mi najbardziej podoba się fragment na Ifrigu gdzie obok siebie są pierwsze wyciągi dróg za 7b+, od lewej Fat Guide, Zebda i Susurro Bereber. Długie wyciągi po 40 metrów dają nadzieję, że może być łatwiej. Na Susurro Bereber tak jednak nie jest. 7b+ z ewidentną cruxową sekwencją z pewnością zasługuje na swoją wycenę.
Po wieczornych rozmowach na tarasie u Ahmeda, za polecajką Hiszpanów decudujemy się na drogę La Verdad Absoluta. Pożyczają nam kilka camów, bo droga choć dobrze obita, we fragmentach rysowych tego wymaga.
W drogę wbijamy około 10, po wróżeniu z chmur czy będzie dziś lało. Owszem deszcz i to solidny łapie mnie na stanowisku po drugim wyciągu za 6c+. Ggdyby się zaczął parę minut wcześniej, byłoby po stylu OS, bo na słabych stopniach i obłych chwytach byłbym bez szans. Z perspektywy całej drogi ten wyciąg wydał mi się najtrudniejszy, trochę loteryjny, ciężki do kontrolowania. Ulewa ustaje po około 15 minutach. Dochodzi Martyna. Patrzymy jak skała schnie w oczach, ciemniejszych obszarów jest coraz mniej. Życie jest piękne. Spokojnie kończymy drogę w dobrym stylu i dosyć przyjemnym Passage Bereber schodzimy do wioski już przed zapadnięciem zmroku, akurat na kolację.
Ten pierwszy raz gdzieś około 11, gdy na około pół godziny wychodzi zza Toujdadu, by potem znknąć za Oujdadem. Mój chwyt w cruxie na Sussuro Bereber pod słońce wydaje mi się nie do zobaczenia. Tak razi. Udaje mi się nieco odchylić do tyłu, widzę go i jakoś sięgam. Pierwszy wyciąg puszcza w RP w którejś tam próbie, chyba czwartej. Za to w całości, bez pośredniego stanowiska, które jest kilka metrów pod cruxem. W międzyczasie przepuściliśmy trójkowy zespół Hiszpanów. Kolejne wyciągi stawiają opór, Martyna robi mega techniczne 7a w drugiej próbie. Kolejny to przewieszona wyślizgana rysa z okapem, która jest mi pisana. Niestety w drugiej próbie wyjeżdżam ze stopnia i na kolejną wstawkę brakuje już czasu i mocy. Trochę mnie to boli, ale decyzja jest jedna, idziemy dalej. Dla mnie to najtrudniejsze w wielowyciągowym wspinaniu. Dany wyciąg nie leży, wydaje się trudny, a nie można ot tak sobie odłożyć go na kiedyś. Rest też jest dozowany, bo drogę trzeba skończyć, a czas goni. Nieznośna ciężkość bytu. Słońce wychodzi drugi raz, a to oznacza, że nie długo schowa się już do jutra za Kaskadami. Martyna prowadzi dwa ostatnie wyciągi i zjeżdżamy przed zmrokiem.
Tadrarate jest dalej. Za starym refugiem, w którym mieszka Ahmed. Inny Ahmed. Żeby tam dojść należy zejść do rzeki, przejść na drugi brzeg i obchodzić Oujdad. Im bardziej zyskujemy wysokość tym bardziej rośnie wschodnia ściana Tuyatu. I dopiero wtedy zaczynamy widzieć jej podstawę w głębokim wąwozie. Tam na jego dnie zaczyna się Babel, klasyk regionu. Polska droga, Fantasia (Dawid Kaszlikowski, Eliza Kubarska, P. Klimek 2005) jest nieco z prawej, wtrawersowuje w ścianę nad wąwozem. To 18 wyciągów i 600 metrów wspinania, z czego 200 to trudności od 7b w górę. Link do topo
Dalej szlak wznosi się w stronę Oujdadu i po jego wschodnie ścianie wiedzie najbardziej efekowna część Passage Berber, to kamienny kilkusetmetrowy mostek doklejony do ściany.
W starym schronisku mieszka Ahmed, zaprasza na Herbatę, opowiada o życiu z wyboru na odludziu. o zimie w Taghii, o islamie rozumianym przez niego i o ludziach. Jak na 20 minut powiedział bardzo dużo. Bardzo dobrze wspomina Polaków, z czasów gdy robili drogi na Tadrarate. Wymieniam imiona, Marek, Ola, Grzesiek, Tomek. To było dawno, ale wydaje mu się, że na pewno Tomek 🙂
Dochodzimy pod ścianę. W grocie rozkłada biwak ekipa Hiszpanów, którzy jutro chcą próbować Rouge Berbere. Tę drogę lata temu przeszedł w stylu OS solo Alex Honold. Na prawo od niej kolena polska pozycja z wrocławskim udziałem Skylarking 7c. Link do topo
Trochę dalej w wąwozie jest najtrudniejsza polska droga w górach Atlasu, to Widmo 8a+. Link do topo
Pospacerowane, porozmawiane, skóra odrosła, trzeba wracać i wspinać się dalej.
Hiszpanie z naszego „domku” polecili nam tę drogę, mimo, że ich akcja jak powiedzieli to była katastrofa. Droga startuje z rampy, stanowisko jest niżej i według topo miała to być pierwsza linia po krótkim podejściu tą rampą. Jednak doszła nowa droga, której nie było w przewodniku i w nią wbili. Po dwóch wyciągach gdy nic im się nie zgadzało zaliczyli wycof.
Wstajemy przed świtem i na poranny azan już jesteśmy w drodze pod ścianę. Pod jakimś większym budynkiem łypią na nas dwa smutne osiołki, to chyba pośredniak. Podejście pod wschodnią ścianę Toujdadu prowadzi żlebem, na który z daleka strach patrzeć. Jednak jak to bywa z perspektywą nie jest aż tak stromo.
Pod ścianą jesteśmy pierwsi, staramy się być szybcy, żeby wejść w drogę jako pierwsi. Jednak idące za nami zespoły jak się później okazuje mają inny cel. Na lewo od naszej lini jest najczęściej prowadzona droga w Taghii – Au nom de la reforme.
Pierwszy wyciąg 7a+ idę powoli, magnezji prawie nie ma, droga trochę kluczy to na prawo to na lewo od linii ringów. Staram się trzymć kontrolę, pilnuję każdego miejsca gdzie można pooddychać, szkoda popsuć OS, wyżej robi się łatwiej. Następny wyciąg za 7a prowadzi Martyna. I jak to ona, lubi się podopingować w cruxie, wiem więc gdzie jest trudno 😉 Na kolejnym moim 6c+ wychodzi słońce, mieliśmy w związku z tym obawy, bo prognozy już od kilku dni alertują nas o anomaliach, jest cieplej niż zwykle. Jednak na wysokości 2500 to słońce nie dokucza tak jak na dole i wspinaczka, aż do szczytu w słońcu jest samą przyjemnością. Na górnych łatwiejszych wyciągach trochę ostrej skały, ale przy uważnyym wspinaniu nie stanowi to problemu. Po końcu drogi na ścianie mamy jeszcze dwa wyciągi granią. Widoki szczególnie na południe w stronę Todry są marsjańskie, bo taki jest Atlas Wysoki na tych wysokosciach.
Ze szczytu jeden zjazd z przygotowanego stanowiska zwozi nas na przełączkę. Dalej po trawersie zejście stromym żlebem, sprowadza nas do wioski o całkiem godziwej porze.
Nad ostanią drogą zastanawiamy się dłużej. Nasze priorytety to minimum 7b, chcemy również żeby byla na innej górze. Wybór pada na ścianę Paroi de la Cascade, na drogę Pinchito Moruno. Po trzech szóskowych wyciągach z wygodnej półki startuje lekko przewieszone zacięcie, wiemy, że to tu będzie najtrudniej. Wspinanie chcrakerem przypomina Big Z z Jerzmanic, tylko tu jest bardziej ślisko. Moja próba OS, kończy się w ewidentnym cruxie. Miało być trudno i jest. W zacięciu ważne jest, żeby dobrze rozstawiać się na nogach na bocznych ścianach, długo wybieram wiec odpowiednie dla mnie stopnie. Chwytów nie ma zbyt wiele, to chyba nawet lepiej.
Zjazd, 20 minut restu i idę znów. Świetnie pamiętam co mam robić w cruxie, ale spadam na podejściu. Ciężko się nie denerwować. Zjazd. Przewiązanie się. Idę niemal od razu. Tym razem z większą koncentracją. Crux wchodzi bezbędnie i całkiem łatwo. Uff.
Następny wyciąg 7a idzie Martyna, trudnosci są już nad stanowiskiem. Najpierw trawers w lewo potem trikowa rynienka, ale wchodzi w pierwszej próbie.
Pierwotnie planowaliśmy zjezdżać ścianą. W topo droga kończyła się wyrażnie przed końcem ściany, jednak w ostatnim stanowisku widzimy łatwe dojście do ścieżki. Zjazd drogą, zwłaszcza mocno trawersującymi pierwszymi wyciągami nie zachęcał. Martyna schodzi na boso, ja zsuwam pięty z butów wspinaczkowych i tak schodzimy pod scianę po buty i kilka innych rzeczy które zostały na dole.
Cały szlak spod Kaskad jest dobrze widoczny z naszego „domku”, więc i nasze czołówki. Gdy docieramy do Ahmeda, kolacja już na nas czeka.
Ochłodzenie i śnieg w wyższych partiach Atlasu ustaliły nasze plany na ostatnie dwa dni. W rezerwie mieliśmy rozpoznanie i wspin w okolicy Cascade Ouzude największego wodospadu w Maroku. To nowe miejsce do sportowego wspinania. Dwa lata temu polecili nam je lokalni wspinacze z Marakechu. Krótki research w internecie i ustaliliśmy lokalizację. To wielki wąwóz Qued El Abid około 10 kilometrow na północ od miasteczka Ouzude. Z Taghhi przez Azilal do Ouzude dojechaliśmy po części stopem i tak samo dostajemy się w skały do wąwozu. Potencjał wspinaczkowy jest wielki, my wybieramy najlepiej na tę chwilę wygladający sektor Naïma & Fatiha.
Pomarańczowy wapień, świetne tarcie, piękne drogi, przepastny wąwóz i meksykańskie pejzaże z kaktusami to zapamiętamy z tego miejsca.
Wszystkich zainteresowanych wspinaniem w Maroku zapraszamy na prelekcję. Będzie przede wszystkim o Taghii, bo ona największa, ale nie zabraknie też opowieści o Todrze i kilku innych miejscach które odwiedziliśmy. Będzie i sportowo i egzotycznie zarazem. O terminie poinformujemy niebawem.